Johnny Pollack Johnny Pollack
113
BLOG

PLAC HEJTERÓW - opowiadanie

Johnny Pollack Johnny Pollack Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Był ciepły słoneczny poranek. Na Placu Hejterów gromadziło się już sporo ludzi. Jedni poważni, milczący, inni wręcz przeciwnie – rozgadani i rozbawieni. Choć do zapowiadanej od tygodnia egzekucji heretyka zostało jeszcze około godziny, tłum sukcesywnie się powiększał. Na dwóch ustawionych po obu stronach placu telebimach, można było zobaczyć najnowsze filmiki z udziałem nowego prezydenta. Grupa pięciu rakarzy donosiła powiązane snopki słomy i kładła je wzdłuż ustawionych wokół wysokiego pala równiutko pociętych pni i belek drzewa. Nad całością prac czuwał kat główny, ubrany w czarną tunikę i tego samego koloru getry. Twarz jego otaczała bródka i ktoś bardziej zorientowany w publicystyce telewizyjnej mógłby przysiąc, że to Antoni Macierewicz lub ktoś bardzo do niego podobny. Kat stał nieruchomo, oparty o długi miecz z bogato zdobioną rękojeścią i jelcem, surowym, ojcowskim okiem wodząc za uwijającymi się ze słomą rakarzami. „Tak – wyszeptał pod nosem – drewno już się wysuszyło”, po czym wzniósł oczy ku niebu, zatapiając się na chwilę w cichej medytacji. Nie tylko on jednak bacznie obserwował pracę oprawców. W niedalekiej odległości od stosu, klęczało dwóch jegomości, ubranych w wory pokutne z powiązanymi z przodu dłońmi. Ten pierwszy, starszy, w okularach i z bródką, do niedawna jeszcze był czołowym dziennikarzem pewnej gazety. Sława jego była tak ogromna, że w pewnych kręgach uchodził nawet za kogoś w rodzaju proroka mniejszego, tytuł proroka większego należał bowiem do redaktora naczelnego tegoż dziennika. Ten drugi z kolei, znacznie młodszy od pierwszego, choć też w okularach, dzierżył kiedyś miano „ostatniej nadziei lewicy” czy jakoś podobnie, teraz jednak sam szukał wokół siebie jakiejś nadziei i z niepokojem rozglądał się dookoła, usiłując dociec jak to się stało, że znalazł się tu na tym placu i musi przebywać na nim w tak niewygodnej i uwłaczającej każdemu socjaliście pozycji?...

- Tomek? Tomek To Ty! – wykrzyknął nagle straszy pokutnik w stronę siwego przechodnia  z wąsami, wyrywając młodego z niespokojnych rozmyślań. Siwy wąsacz skinął głową i przyłożył palec do ust, chcąc uciszyć wywołującego go kolegę.

- To ja Jacku, nie krzycz proszę – cichym głosem powiedział do starego, kiedy zbliżył się do pokutników.

- Jesteś na wolności? – zdziwionym głosem, choć już zdecydowanie ciszej zapytał prorok mniejszy.

- Dzięki Bogu tak! – odpowiedział majestatycznie siwy z wąsami i wzniósł w dziękczynieniu złożone ręce ku górze.

- Jak udało Ci się przejść pozytywnie przez komisję weryfikującą dziennikarzy?! – dopytywał się niecierpliwie Jacek.

- Wypuścili mnie, albowiem doszukali się, że w przeszłości byłem redaktorem naczelnym pisma „Królowa Apostołów” – głos tajemniczego przechodnia stawał się coraz bardziej majestatyczny a mina coraz poważniejsza.

- Królowa czego?! – nerwowo zareagował Jacek, który z kolei stawał się coraz bardziej ponury. – Nie pamiętam takiej gazety… Ja w przeszłości przeprowadziłem dla telewizji cykl wykładów z księdzem Tischnerem, ale dla tych gnojków z Gazety Polskiej i Telewizji Republika to nic nie znaczy – cedził zazdrośnie Jacek, patrząc mętnie przed siebie. A tych pornosów, co to je puszczałeś jak dyrektorowałeś w tej niszowej stacji to Ci nie wyciągnęli?! – z wyrzutem wygarnął Jacek.

- Żółć przez Ciebie przemawia! Żółć – odpowiedział z biskupią miną Tomek, celowo udając, że nie usłyszał zarzutu o te pornosy. – No cóż Jacku… Nie trać nadziei, po odbyciu pokuty komisja może cofnąć decyzję i wrócisz jeszcze na łono społeczeństwa, choć już pewnie nie jako dziennikarz.

- A Ty kim teraz będziesz? – zapytał szyderczo Jacek.

- Dostałem koncesję na handel dewocjonaliami. SKOK udzieli mi preferencyjnej pożyczki na rozpoczęcie interesu. Mam tylko zakaz udzielania jakichkolwiek wywiadów w mediach przez najbliższe 10 lat. Inaczej – Tomek z przestrachem spojrzał na kładących słomę na stos oprawców – Inaczej strach pomyśleć – wyszeptał i wzniósł błagalnie oczy ku niebu… - Do zobaczenia Jacku! Będę się modlił za Ciebie! I za twojego kolegę również! – powiedział Tomek i ruszył w stronę telebimu, nucąc pod nosem „Z dawna Polski Tyś Królową”.

- Wsadź sobie te… to… te…yych - cedził ze złością Jacek, łypiąc tępo za oddalającym się szybko dawnym kolegą.

Tymczasem nadciągało południe… Tłum gapiów wypełniał plac coraz gęściej. Dominowała atmosfera pikniku, wielu było też takich, którzy nie skąpili zgryźliwych słów pod adresem dwóch coraz bardziej zaniepokojonych pokutników.

- O patrzcie!!! Patrzcie, to ci dwaj, którzy głosili konieczność zniesienia dziedziczenia własności. Pewnie czeka nas dzisiaj nie jedno ognisko, a trzy!!! – zarechotał jakiś grubawy jegomość, trzymający w ręku puszkę piwa.

- Uspokój się! – wykrzyknął jego niższy i chudszy kompan, także trzymający w rękach puszkę piwa lecz innej marki – Widzisz, że klęczą ze związanymi rękoma – znaczy się pokutnicy… Wielka Inkwizycja dała im szansę odpokutowania win. Mają obserwować egzekucję, aby się szybciej nawrócić.

- Szkoda czasu na takich! Ja tam bym ich od razu, ciach prach! – dziarsko przemówił grubszy jegomość, po czym splunął siarczyście i upił łapczywie łyk piwa…

Tłum zgromadzony na Placu Hejterów z coraz większym podnieceniem oczekiwał nadciągającego, najważniejszego momentu dnia, upajając się tymczasem obrazami nowo wybranego prezydenta na telebimach…

CDN...

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości